Loulou streaming avec sous-titres 2160p

LouLou Cacharel dla kobiet

LouLou marki Cacharel to orientalno - kwiatowe perfumy dla kobiet. LouLou został wydany w 1987 roku. Twórcą kompozycji zapachowej jest Jean Guichard . Nutami głowy są mimoza, irys, lilia, Śliwka, chiński cynamonowiec, fiołek, liść czarnej porzeczki, jaśmin i anyż; nutami serca są tuberoza, kwiat pomarańczy, korzeń irysa, heliotrop i ylang-ylang; nutami bazy są drzewo sandałowe, piżmo, benzoes, wanilia i kadzidło.

Perfume rating: 3.38 out of 5 with 232 votes.

Te perfumy rzeczywiście mają w sobie melancholię, są takie zamglone, kojarzą mi się z kolorem szaroniebieskim i ciężkimi deszczowymi chmurami. Otwarcie jest wręcz odurzające, chemiczne, plastikowo-gumowe. Jednym słowem wspaniałe ;) Mnie również przywodzi na myśl stare zabawki i przenosi w czasy dzieciństwa. Lou Lou stanowi dziwną mieszankę bezpieczeństwa i nostalgii oraz bliżej nieokreślonego niepokoju i smutku. Kolorystyka flakonu świetnie oddaje te sprzeczności, górę bierze jednak blue. Już na pierwszy rzut nosa można się zorientować, że to nie są perfumy sprzed kilku czy kilkunastu lat (dotyczy to także nowszej wersji). Wyczuwalne jest wyraźne podobieństwo do Poisona, ale w Lou Lou na pierwszym planie jest tuberoza, a w Poison śliwka. Do tego dochodzi dosyć ostre kadzidło, cudowny anyż, cynamon i wanilia. Gdy pierwsza ostro-chemiczna faza przeminie, zapach robi się bardziej mleczny, kremowy i lekko pudrowy. Ma tez w sobie coś jakby jadalnego, bliżej niesprecyzowaną słodycz, przez co odrobinę przypomina mi Angela. Ja jednak kocham je właśnie za to żrące otwarcie, szkoda, że trwa ono stosunkowo krótko (ok. pół godziny). Powyższy opis dotyczy starej wersji, którą testowałam z miniaturek (jedna z miniaturek jest z 1999 roku i nadal się trzyma, te perfumy chyba nie są w stanie się popsuć ;). W końcu doszłam jednak do wniosku, że muszę mieć większą ilość Lou Lou i kupiłam flakon. Cieszyłam się, że 30ml starczy mi na bardzo długo przy takiej intensywności. Niestety nowsza wersja nie jest już tak mocarna. Przede wszystkim jest pozbawiona tego „wejścia smoka”, które tak mnie uzależniło, kadzidło jest gdzieś schowane, trwałość i projekcja też są mniejsze. Od razu wyłania się druga, łagodniejsza faza. Niemniej nadal jest to piękny i interesujący zapach, tyle, że w wersji bardziej „do ludzi”, na dzień w chłodniejsze pory roku. Stara wersja natomiast idealnie nadaje się na wieczory, najlepiej samotne. Ja najbardziej lubię używać ich w ciepłe wiosenne i letnie noce. Ewentualnie w pochmurny, duszny dzień, gdy wszystko „wisi w powietrzu” przed burzą.

Można powiedzieć, że Poison to taka klasyczna trucizna – ziołowa mikstura wiedźmy, natomiast Lou Lou jest jej bardziej nowoczesną wariacją (mimo, że dzielą je tylko 2 lata) – mamy tu toksyczny palony plastik i opary kleju.

Podobają mi się te plastikowe miniaturki w kształcie znicza, pasują jak ulał do zapachu. Prostokątny flakon na zdjęciach wyglądał koszmarnie, ale w rzeczywistości prezentuje się o wiele lepiej i nawet mi się spodobał. Opakowanie również ciekawe.

Reasumując: starą wersję kocham i oceniam na 5/5, nową bardzo lubię i daję 4,5/5.

Nie znoszę anyżu, w Lou Lou niestety mocno go czuję. Zależy jednak od pogody, wyczuwam go zwłaszcza w chłodne pory roku. Przede wszystkim jednak heliotrop i tuberozę, trochę kadzidła, nieco metalicznego fiołka. Zapach przedziwny, kontrastowy, ponieważ jednocześnie wyczuwam świeże kwiaty zlane deszczem, a więc mokre, a także suchy puder. Również kwiatowy, słodki. Nasuwa mi się określenie. wilgotny puder. Pojawia się w nim na moment odrobina czegoś kwaśnego, może śliwka? Z pewnością jest to zapach wyjątkowy, nie będzie mój, ale doceniam, intryguje mnie. Jest jednak dla mnie zbyt chłodny (zdecydowanie wolę ciepłe), zbyt kwiatowy, jednocześnie zbyt. słodki. Tak, mimo, że uwielbiam wanilię. Mimo, że czasami lubię powąchać coś karmelkowego. I mimo tego, że ogólnie potrzebuję choć odrobiny słodyczy w perfumach. Z różnych kategorii. Wygląda jednak na to, iż nie przepadam za zbyt słodkimi kwiatami w perfumach, zwłaszcza wilgotnymi.

Podsumowując, Lou Lou jest zapachem raczej ciężkim, kwiatowym, chłodnym, pudrowym, jednocześnie wilgotnym. W moim odbiorze troszkę melancholijnym, smutnym. Jest słodycz, ale jest także dystans. Zauważam jakieś podobieństwo z Poison Diora i Sun Jil Sander. Wśród pudrowych zapachów, moim ulubieńcem jest Boudoir V. Westwood. Również są słodkie i kwiatowe, jednak bardziej suche. Dodam, że to zupełnie inna kompozycja.

Oczywiście to są moje odczucia, mój gust, każdy może odbierać ten zapach inaczej. Najbardziej podoba mi się w nich baza, są wtedy właśnie bardziej suche i bardziej otulające. Bardzo trwałe, esencjonalne, mocne. Lepiej używać z umiarem. Na pewno warto poznać Lou Lou :)

Wzdychałam do Lou Lou już od jakiegoś czasu. Poznałam próbkę, zakochałam się w słodkiej, gęstej śliwce, która ujawniała się na mojej skórze. W końcu przyszedł czas na pełnowymiarowy flakon 50ml i co? Niestety nastąpiło brutalne zderzenie z rzeczywistością. Nie zrozumcie mnie źle. perfumy są piękne, wyraziste, nie da się ich z niczym innym pomylić. Moje rozczarowanie dotyczy jednak nie jakości samych perfum, a ich zachowania po zetknięciu z moją skórą. Kadzidła nie czuję w ogóle, jest zakopane gdzieś głęboko pod całą listą składników. Króluje dorodna śliwka, której tłem jest tuberoza - mocna i odurzająca to mieszanka. Czuć również benzoes. Jest trochę sztucznie, plastikowo, odrobinę zalatuje kaszką mleczno-ryżową :) Choć z początku jest wszystko w porządku, z czasem kompozycja kwaśnieje na mnie, staje się zniekształcona i wykoślawiona do tego stopnia, że w przypływie "żalu" sprzedałam moją Lou Lou. Jednak wiecie co? Na pewno do niej wrócę z czasem, jednak tym razem zakupię mniejszy flakonik, może nawet i używkę. Dam jej szansę po raz kolejny. Jestem pewna, że kiedyś w końcu się pokochamy. W końcu o miłość trzeba walczyć :D

Stare, mocne. wyraziste. Poznałam jeszcze w podstawówce. Na szczęście nadal je produkują. Pamiętam jeszcze tę śliczną buteleczkę, teraz mam nowszą wersję. Kolor niebieski flakonu, tak prosty i tak rzucający się w oczy zapowiada o rychłym spotkaniu z czymś niebanalny.
Ciężkie kwiaty, balsamiczny, gęsty, drzewny, kadzidlany, duszący, niepowtarzalny.
I jeszcze piżmo! Tylko dla osób lubiących tak jak ja "kilery".

Lou Lou ma w sobie coś z Angela (a raczej na odwrót) - tak jak on, powala na dzień dobry drapieżnym, jadowitym otwarciem (tylko tu nie jest to trupia paczula a winylowo-plastikowe kombo anyżku i kadzidła) ale potem nagradza śmiałków, którzy przetrwali tysiącem słodkości i rozkoszy. Jak na prawdziwą księżniczkę przystało.

I jest to dla mnie zdecydowanie księżniczka wśród perfum, która powinna przypaść też do gustu tzw. "gotyk pannom" jeśli takie wśród nas są :) Bo i nazwa i kompozycja niosą mroczne odniesienia. Niewinnie i dziewczęco brzmiąca nazwa przywołuje na myśl osławioną postać kobiety-demona ze sztuki mało znanego u nas twórcy Franka Wedekinda. "Puszka Pandory" napisana w 1904 r. była tak skandaliczna, że autora ukarano i zabroniono publikacji, i dopiero 30 lat później ujrzała znów światło dzienne pod tytułem "Lulu. Tragedia monstrum". Do tejże sztuki nawiązywała płyta Lou Reeda i Metalliki. Zabójczyni męża, prostytutka, uwodzicielka mężczyzn i kobiet, w a końcu ofiara mordercy kobiet. poważyłabym się o twierdzenie, że ten zapach odzwierciedla tę postać, ze swoją otumaniającą tuberozą, smolistym kadzidłem, zmysłową, cielesną śliwką i gryzącym cynamonem. Przynajmniej w fazie wstępnej jest to dla mnie niepokojący zapach tamtej epoki przełomu wieków, czasów secesji i dekadencji, Przybyszewskiego, "Kwiatów zła", Strindberga, Egona Schiele. Jeśli miałabym nadać kolor tym perfumom to na pewno nie ten wyważony, biurowy błękit, a ciemny fiolet, mroczną purpurę, taką jak ma flakon Poison.

Zawsze mam poczucie harmonii kiedy mam na sobie LouLou a obok siedzi albo leży mój czarny kot :D Pasuje do niego ten zapach. Ale tak jak mój kotek tylko z zewnątrz wygląda jak dekadencki atrybut czarownicy a z charakteru jest absolutnym słodziakiem tak i te perfumy z czasem się uspokajają, układają i pachną raczej pudrowo, otulająco i komfortowo.

Potwierdzam jednak, że głowa może rozboleć - dziś mam je na sobie, rano miałam lekki ból głowy a teraz jest ogromny. ALe co zabawne i tak nie żałuję :D

Lou Lou. co za zapach! W dwóch słowach - pudrowo - gumowa. Słodka, tajemnicza, lecz i bezkompromisowa, może powalić taką klaustrofobiczną dusznością, ma w sobie coś jakby waniliowo - mdłego, cielesnego w dość nieprzyjemny sposób (co wychodzi i chowa się), jednak jeśli się ją zrozumie, wszystko jest na swoim miejscu. Po prostu okaz, lata 90te w pełnej okazałości (wiem, że powstała w 80tych, ale ma ducha następnej dekady). Zero naturalności, nie o to w niej chodzi. Dla mnie - marzycielska i nostalgiczna, bardzo charakterna.

„. taka już jestem – trochę zwariowana, ekscentryczna, nieprzewidywalna. ”, że nie dość że kupuję najczęściej w ciemno to jeszcze lubię zapachy o mocy Lou Lou.
Za każdym razem i mam co jakiś czas ssanie w dołku na Panią Lalę, bo tak nazywam Lou Lou.
Otwarcie bije po nosie gorzko, prawie że nieprzyjemnie potem dochodzi nuta plastiku stopionej lalki Barbie. Stąd częsciowo przydomek jaki dałam ('plastik' osiągnięto w tym wypadku anyżem z cynamonem i tuberozą).
Czytałam kiedyś artukuł (bodajże Jandy) w którym określenie ‘Pani Lala’ tyczyło się kobiety, która nie jest stworzona do ciężkiej pracy, o którą mężczyźni się troszczą i której głównym zadaniem jest po prostu wyglądać i być.
I poza tą ostatnią cechą myślę, że Lou Lou idealnie się wpasowuje.
Tak sobie wyobrażam kobietę noszącą ten zapach, ma być silna, kobieca, zmysłowa i pewna swoich zalet. Wiek nie gra roli.
To jedna z tych kompozycji, która jest doskonale zmiksowana i jest tak charakterystyczna, że jedyna w swoim rodzaju jednocześnie jest niepokojąco-drażniąca.
I ten plastik, no coś cudownego dla mojego nosa, po ok. 5-6h kompozycja nieco łagodnieje wychyla się pewniej zza ylang-ylang heliotrop i wanilia.
Doskonała i na dzień, i na wieczór.
Zawsze kupuję w drogierii odlewki, kiedyś z pewnością kupię pełną flaszeczkę, sama flaszka też pasuje mi do wnętrza - szalone lata 90te, plastik-fantastik
Trwałość rzędu 9-10h
Projekcja na min. 50cm

Żałuję, że nie dane mi było poznać starej wersji, tak zachwalanej tu przez Was. Nowa to bogaty, ale jednocześnie dosyć przestrzenny miks ciężkich kwiatów (głownie tuberozy), niekościelnego kadzidła i słodkawego anyżu. Zapach bardzo w stylu kwiatowych orientów lat 70/80 ale jednak sporo od nich lżejszy i bardziej pudrowo-ciepły. Zdecydowanie wrażenia olfaktoryczne zgadzają się z opisem składników: dużo kwiatów, trochę przypraw, trochę żywicy, kadzidła i ciepła wanilia ze śliwką i anyżem Ma imponującą trwałość - nadgarstek psiknęłam 16 godzin temu, zapach czuje nadal mimo szorowania mydłem. Jak dla mnie nie jest to zapach na co dzień, raczej na wieczór/wyjątkowe okazje;)
Dla mnie trochę zbyt mocny, ale na pewno ciekawy i warty przetestowania. Często widzę go w sieci Super-Pharm, ceny w internecie również zachęcające. Bardzo podoba mi się flakonik.

Moje pierwsze prawdziwe perfumy, które dostałam z Francji w 1990 roku, a więc niedługo po ich premierze. Perfumy z filmową inspiracją z 1929 r. p.t. "Pandora's Box" (o historii Lulu - pięknej, młodej kusicielce jedynie czytałam), w oryginalnej butelce z symboliką obrazu Paula Gauguin'a (wersja w formie kwiatu), przygotowywane podobno aż przez 2 i pół roku (butelka w wersji opaline, autorstwa Annegret Beier inspirowana jest podobno obrazem Matisse - "Odalisque w czerwonych szarawarach")

LouLou to perfumy nieprzewidywalne, mroczne, niepokojące i szalenie sensualne.
To swąd palonych opon i plastiku, przez który przebijają się piękne, gęste, orientalne i kwiatowe nuty.
To niewinność, delikatność i kruchość młodej dziewczyny (chłodno błękitny kolor butelki) oraz pasja, namiętność, zmysłowość ponętnej, świadomej swojej atrakcyjności kobiety (czerwień), które przenikają się nawzajem i wychodzą naprzemiennie na prowadzenie.
Mogłabym nawet powiedzieć, że to perfumowy odpowiednik CHAD, znamienna jest bowiem ich dwoistość.

Nikt w moim otoczeniu nie mógł ich znieść, dlatego używałam ich tylko w domowym zaciszu, słuchając psychodelicznej muzyki i czytając mroczne książki albo malując kopię Arearea.

Niewiele ich zużyłam, kompletnie nie pasowały do mojej radosnej, niewinnej, dziewczęcej natury. Nikt nie chciał ich ode mnie przejąć, jako jedyne perfumy wylądowały w koszu. Dziś byłyby pewno unikatem, bardzo żałuję, że nie zostawiłam ich na pamiątkę. Kopia obrazu też gdzieś zaginęła.

Z sentymentu przypomniałam je sobie 2 tygodnie temu i zapach mnie totalnie odrzucił. Być może tester był zleżały i przegrzany, jeszcze spróbuję dać mu szansę, choć trochę się ich boję, bo to jak otwarcie pamiętnika pisanego 25 lat temu. Ale to jest też właśnie istota perfum LouLou - one jak mało które wywołują EMOCJE.

"Lou Lou comme le parfum ce fait caresse".

Opakowanie, kolorystyka, marketingowy image - cudowne.
Tak bardzo trafione, przemyślane, inspirujące, oddające istotę zapachu. Coś fantastycznego.
Jeśli zakupię znów buteleczkę (a zrobię to z pewnością, to tylko kwestia czasu), to jako jedyne będą trzymane w pudełku.

Niezwykły, intrygujący, inny. Słodki, ale w sposób odmienny od tego, do jakiego przyzwyczaili nasze nosy twórcy współczesnych perfum. Żaden gourmand w każdym razie.
Mam maluteńką 30-stkę, jeszcze w starym flakoniku i tulę ją, jak skarb. Cieszę się, że ją zdobyłam zanim zaczęto grzebać w recepturze na dobre(choć i tak pewnie nawet moja wersja jest już którąś kolejną). Ale do rzeczy.
Otwarcie jest ostre i szczerze mówiąc, niezbyt dla mnie przyjemne. Trudno mi nawet sprecyzować, co odpowiada za ten efekt, ale jest to jakiś ostry, chemiczny wręcz akcent. Dosłownie "kłuje" w nos. Na szczęście trwa to tylko kilka minut i po chwili słodka LouLou ukazuje swoje piękne oblicze. Tak, piękne. Nie ładne czy śliczne, tylko właśnie piękne. Kadzidlane i słodkie "w sam raz". Twórcy udało się zachować tzw. złoty środek, jeśli o słodyczy mowa. Trochę więcej i wyszedłby ulep, ciut mniej i byłoby wytrawnie.
Z początku czuję przyjemne kadzidło na kwiatowym tle. Potem kadzidło ustępuje miejsca wanilii, takiej, którą chce się wąchać, a nie zjeść. Kadzidło samo staje się cichym, choć ciągle obecnym tłem. Innych nut nie wyłuskam, bo - jak to w tak dobrze ukręconych miksturach bywa - są idealnie zmieszane, a mój nos zbyt mało wprawny w ich rozpoznawaniu. Kiedyś naczytałam się gdzieś o mlecznych akordach, którymi ponoć LouLou potrafi uraczyć. Ja niczego takiego jednak nie czuję. Dla mnie zapach jest piękny i bez tego. Wspaniale stapia się ze skórą.
Użyty skromnie cieszy tylko nosicielkę, w większej ilości, szczególnie na szalu czy apaszce, projektuje mocno, ale nawet wtedy nie zdominuje otoczenia. Za to trwałość ma iście mistrzowską.
To jest zapach z gatunku tych, które dają poczucie spokoju, ukojenia i bezpieczeństwa (za sprawą ciekawej wanilii). Szczególnie daje się to odczuć, gdy za oknem, jak teraz, szybciej zapada zmrok, drzewa gubią liście, a w powietrzu unosi się wilgotna mgiełka.

Wiele osób uważa LouLou za śpuściznę słynnego Diorowego klasyka, a mianowicie. Poison". Kompozycja LouLou też opiera się na akordach śliwki, wanilii i kadzidła, jednakże jest zapachem innym - też trudnym, też wymagającym i będącym absolutnym majstersztykiem spod flagi mocnych kwiatowych bomb z końca poprzedniego wieku. Otwarcie jest rzeczywiście bardzo kadzidlane, a śliwka ma charakterystyczną ziołowość z jakby nieco przydymioną wonią plastiku - mimo tego, że brzmi to dziwnie to jest to przyjemne doświadczenie. Do tego mnóstwo kremowej, upiornie słodkiej tuberozy i naręcza innych białych kwiatów dają taką charakterystyczną moc. Wanilia jest tutaj wybornym budyniowatym tworem, który ociepla i zaokrągla kompozycje. O ile w Poison kwiatowo-orientalne wonie mają charakterystyczną gorzkość i ten swój charakterny gotycki wymiar, który czyni je zapachem Lady Makbet, moim zdaniem Cacharel jest urocze - owszem to nadal silna kobieta ale w stylu uroczej paryżanki, gwiazdy kabaretu, Audrey Tatoo z. Amelii". Na pewno ma swoją siłę, pewność siebie ale to nie jest zapach femme fatale, jest kojący i w gruncie rzeczy bardzo przytulny. Świetna trwałość, średnia projekcja.

Dostałam próbkę od forumowiczki i nie ukrywam, że w fiolce była ukryta bomba zapachowa! LouLou to zapach kwiatów, kadzidła i wanilii. Bogactwo doznań bo i bogactwo składników.Zdecydowanie jest to zapach gęsty, nawet trochę tłusty, z bardzo wyraźnie dla mnie zaznaczoną tuberozą, kadzidłem,śliwką i wanilią. Co nie znaczy,że reszty niema, jak najbardziej jest! Tyle,że wymienione wyżej składniki dla mnie grają pierwsze skrzypce.Bardzo wyraźnie czuć stare perfumiarstwo, dobre rzemiosło i szeroki gest twórcy.Jest w LouLou odrobina tzw myszki ale po prostu dlatego, że dzisiaj takich perfum już się nie tworzy. Aby nosić ten zapach trzeba być na niego gotowym. Nie ukrywam, ze pierwsze podejście mnie rozczarowało ale za drugim razem- przepadłam. Może po prostu trzeba mieć tzw. dzień?
LouLou ma dobrą trwałość i projekcję a także niebanalny flakon. Ciekawy zapach. Polecam testy.

Burza zapachowa, ostre kwiaty, jest intensywnie. W tle kadzidło. Dużo tu się dzieje. Kwiaty orzeźwiają, słodko-przydymione piżmowe nuty uspokajają. Gubię się. Chcę więcej i chcę żyby Lou Lou już przestała. Zapach głośny, wyjątkowy i wyrazisty. Nie dla każdego do noszenia, ale do poznania na pewno. Trwałość dobra, projekcja średnia.

Jak bardzo nie w moim stylu byłby ten zapach jeszcze parę miesięcy temu! W dalszym ciągu tkwiłabym w przekonaniu, że nie warto nawet podchodzić do testów, gdyby koleżanka z którą robiłam wymianę nie zaproponowała mi dodatkowo małej odlewki. Darowanej odlewce nie zagląda się pod korek - i nagle okazało się, że z miłośniczki prostych owoców i gourmandów stałam się zwolenniczką zapachów bardziej złożonych, utrzymanych w tonacji retro. A może to jesień tak idealnie współgra z Lou Lou?

Dla mnie Cacharel stworzył przedziwną odmianę plastikowego orientu. Mamy tutaj wszelkie wschodnie atrybuty: kadzidło, przyprawy, benzoes, sandałowiec. Wymieszane z ogromną ilością białych kwiatów dają efekt naprawdę niecodzienny, i wybitnie kojarzący się z latami 80. Zapach ten idealnie pasuje do muzyki The Cure czy Depeche Mode - trochę smutnego, trochę poważnego stylu glam. Jest nieco nostalgicznie, ale momentami też tanecznie, a i przecież w piosenkach tych zespołów przewijają się orientalne inspiracje. Słynny romantyczny jaskółczy niepokój i niezdecydowanie tkwi w Lou Lou, jest jedną nogą tu, drugą tam.

To niezdecydowanie wspaniale podkreśla wszystkie klasyczne ubrania - do eleganckiej koszuli i spódnicy jest wręcz idealna, bo dodaje nieco romantycznego, retro pazura spokojnej stylizacji. Z drugiej strony również do dziewczęcej sukienki wydaje się pasować, wszak Lou Lou to raczej trzpiotka, aniżeli poważna kobieta.

Poważna jest za to projekcja i trwałość - spokojnie ponad przysłowiowe 8 godzin, a i z pewnością w dobry dzień przekroczy 12. Myślę, że Lou Lou jest na tyle określona, że ma wszelkie zadatki na signature scent, lecz jednocześnie może okazać się na tyle absorbująca, że aż męcząca. Zobaczymy. Flakonik w planach, a towarzystwo na jesień tymczasowo zaplanowane. Back to the '80s!

EDIT: Niestety nastały jakieś złe czasy dla mojej znajomości z Lou Lou. Mimo, że zima nie jest jeszcze sroga, to temperatura w okolicy zera uaktywnia właściwie sam plastik z tej złożonej kompozycji, a kremowe kwiaty i ciekawy orient pozostają w sferze zapomnienia. Mam swój flakonik, ale chyba poczeka do następnej złotopolskiej jesieni.

Wasze recenzje zachęciły mnie do zakupu własnej 30 ml niebieskiej buteleczki LouLou. I po nich nie mogę powiedzieć, że był to zakup w ciemno, chociaż (żałuję, szczególnie starszej wersji) nigdy wcześniej się z tym zapachem na żywo nie spotkałam lub go nie pamiętam. Recenzje poniżej oddają w pełni unikalny charakter tego zapachu. Nic dodać nić ująć. Ja bym tylko podkreśliła dwoistość tego zapachu. Z jednej strony perfumy rzeczywiście mocne i kadzidlane, a z drugiej łagodne i kremowe. Te dwa charaktery cały czas się na mnie przeplatają, zazębiają i nigdy nie wiem jak się dzisiaj ułożą. Otwarcie faktycznie jest ostre i mocno uderza w nos, jednak w ciągu godziny powoli łagodnieje, ostrość detergentu znika na rzecz kremowego piżma. Jest tak kremowo, że też przychodzi mi na myśl krem Nivea. Później w pełni już wyczuwam mocne kadzidlano-orientalne klimaty, które przy chłodnej pogodzie w pełni potrafią się rozwinąć w piękny spójny zapach. I tak potrafią raz trwać do końca dnia a raz nie. Przy czym myślę, że chłodniejsza pora roku lub chłodny wilgotny poranek lub wieczór będzie im sprzyjał. Ja z ogromną przyjemnością noszę ten zapach.

Jeśli ktoś szuka perfum nietuzinkowych, o oryginalnym bogatym i niespotykanym składzie, do tego nie słodkich słodyczą owocowo-kwiatową o zabarwieniu różowym z gourmandowym podbiciem czy detergentową czystością, niech spróbuje zaznajomić się z Lou Lou, jednak uczciwie zaznaczam, może to być niełatwa znajomość ale może też zaiskrzyć za pierwszym razem! Piszę z autopsji, pierwszy niuch już po latach świetlnych od powstania Lou Lou spowodował u mnie odrzut, głowa odleciała mi do tyłu i zniesmaczona umieściłam ten dziwaczny flakon na półce: nie lubię. Do czasu, aż przeczytałam właśnie tutaj fantastyczną recenzję Użytkowniczki KasiS. i dałam Lou Lou jeszcze jedną szansę.
Opłaciło się: Lou Lou jest dla mnie przede wszystkim tajemnicza i nieprzystosowana jakaś, niemodnie się ubiera, czy co, może to te potargane włosy albo przybrudzone martensy, ale Lou Lou jest w sumie słodka i pociągająca, przyciąga wzrok, extrawagantka chodząca własnymi drogami.
A nuty? Kadzidło zespolone ze śliwką, cynamonem, benzoesem, anyżem, Ylang, heliotropem i kremowym sandałowcem tworzą magnetyzującą jedność, jest jeszcze morze wielu innych składników ( jaśmin, irys. ) ale ja czuję głównie kadzidlaną i kwietną kremowość pogłębioną śliwką i cynamonem, gdyby zagłębić się w inne składniki, wyczułabym jeszcze wanilię.
Lou Lou, której reklamę tak uwielbiałam będąc jeszcze w szkole średniej - ach ten slogan: "Lou Lou? Oui ce moi" przyciągała nowoczesnością i. nieprzystępnością, bo "zachodnie" perfumy były dobrem osiągalnym tylko w Pewexie.
Po tylu latach, pewnie i w zmienionej już nieco formule mogę jednak w pełni zachwycać się tą świetną kompozycją, która stoi gdzieś w perfumo-aptekach, za niewielkie pieniądze, skrywając w tej dziwnej buteleczce oryginalny eliksir, słodki, waniliowy ale nie gourmandowy, owocowy, ale nie lepki czy landrynkowaty, kwiatowy ale nie rozrzedzony i banalny, kadzidlany ale nie kojarzący się z kościelnymi murami. Aż chciałoby się zacytować: Lou Lou. To Ty? Trochę się zmieniłaś, ale nadal wyglądasz zachwycająco :)

Co do flakonu, pierwotna wersja świetnie oddawała nieprzystępność a zarazem tajemniczą i ciepłą aurę Lou Lou.

Intensywne, ciężkie, ale nie na tyle, abym ich nie udźwignęła. Benzoes, kadzidło to główni winowajcy takiego, a nie innego odbioru tegoż zapachu.
Kształt jak i kolor flakonu nijak ma się do samego zapachu i może zmylić zainteresowanych.
Gęsta, gorąca LouLou da się polubić.

Kasiu S.Piękna recenzja,brawo.Dzięki Twojemu ciekawemu opisowi dam Lou Lou jeszcze jedną szansę,bo przy ostatnim niuchnięciu spowodowała,że chciałam natychmiast uciec z perfumerii.A w latach 80tych go prawie nie czułam(nastolatką wtedy byłam),taki jakiś słaby mi się wydawał:)))
Choć reklamę pamiętam do dziś i slogan:Lou Lou?-Oui,ce moi.Czyż to nie brzmi fantastycznie.

Dodaj własną recenzję

Zostań członkiem naszej społeczności miłośników perfum, a będziesz mógł dodawać własne recenzje.

Ta strona zawiera informacje, recenzje, nuty perfumowe, zdjęcia, reklamy, plakaty i filmy dotyczące perfum Cacharel LouLou. ale nie gwarantujemy poprawności wszystkich danych. Jeśli posiadasz więcej informacji o zapachu Cacharel LouLou, możesz o nich nadmienić w recenzji perfum. Fragrantica posiada unikalny system klasyfikowania perfum LouLou marki Cacharel. Możesz kliknąć na właściwą cechę pod głównym obrazkiem, określającą dany zapach. Dodatkowo znajdziesz odnośniki do stron zewnętrznych / sklepów online, ale Fragrantica nie posiada wpływu na ich zawartość. Nie ponosimy odpowiedzialności za to, co znajdziesz pod tymi linkami, ani za konsekwencje ich odwiedzin. Recenzje użytkowników zapachu LouLou marki Cacharel reprezentują punkt widzenia poszczególnych osób, a nie opinie redakcji portalu Fragrantica.

Kto lubi te perfumy, lubi także

Popularne marki i zapachy :

Prawa autorskie © 2006-2016 Fragrantica.pl magazyn o perfumach - Wszelkie prawa zastrzeżone - nie kopiuj zawartości strony bez uzyskania pisemnej zgody. - zapoznaj się z Regulaminem strony i Polityką prywatności.
Fragrantica® Inc, San Diego, CA Stany Zjednoczone, kontakt z redakcją: [email protected]